
Dominika Przykucka
Jeszcze dwa lata temu walczyłabym po przeciwnej strony barykady, miotając czerwone błyskawice we wszystkich tych, którzy opowiadają się za zaostrzeniem ustawy antyaborcyjnej i być może wymachiwałabym czarną parasolką w pochodzie. Byłam zagorzałą zwolenniczką decydowania o sobie, o swoim ciele. Nie udaję teraz świętej i nie chcę powiedzieć Ci, że gdy przestałam skupiać się tylko na moim Ja oraz wygodzie i odrzuciłam ogólnie pojęty egoizm, stałam się lepsza od Ciebie. Chcę Ci tylko opowiedzieć o tym, co sprawiło, że po tylu latach walki w końcu złożyłam broń i spojrzałam inaczej na siebie i na kwestie związane z aborcją…
To prawdziwy cud , że Bóg tak odmienił moje serce!
Oto ja jakieś trzy lata temu: z poglądów- feministka, zwolenniczka samowystarczalności, twierdząca, że mężczyzna to raczej uciążliwy dodatek do przyjemnego życia niż jego miłe dopełnienie. Uważałam, że należy cieszyć się życiem, nie brać na siebie zbyt wielkich odpowiedzialności i nie wikłać się w nic, co miałoby popsuć mi humor czy sprawić, bym mogła czuć się niekomfortowo. Wszystkiego, co obciążało mnie fizycznie czy psychicznie, pozbywałam się lub odrzucałam bez zbędnych sentymentów i wyrzutów sumienia. Myślę, że taką postawę ma obecnie bardzo wiele kobiet, a są to niestety popłuczyny po Darwinowskiej teorii ewolucji, która poprzez wiele procesów przyczynowo- skutkowych doprowadziła nas do momentu, w którym ludzie stali się bogami sami dla siebie , zaspokajają swoje własne potrzeby kosztem innych, a swoje działania tłumaczą tym, że przecież takie mają instynkty. Skupiają się na karierach, pieniądzach i wygodach. Partnerstwo bez zobowiązań to chyba ulubiony rodzaj relacji współczesnego świata. Jeśli w tamtym czasie, kiedy ze swoim światopoglądem i myśleniem wpisywałam się idealnie w kanon współczesnej „silnej, niezależnej kobiety”, zaszłabym w ciążę, która w jakikolwiek sposób byłaby dla mnie niewygodna, to z zimną krwią pozbyłabym się” problemu” . Brzmi to strasznie, ale taka jest prawda i zapewne wiele kobiet żyje z taką właśnie samolubną postawą , że to JA mam być szczęśliwa, a jak to szczęście osiągnę i czy ktoś przy okazji po drodze nie oberwie, to już mnie nie obchodzi. W tamtych czasach nawet nie pomyślałabym o drugiej stronie tego medalu, czyli dziecku, które w wyniku moich samolubnych decyzji po prostu by się nie narodziło lub zostałoby zabite (tak , zabite!) w czasie, gdy już rosłoby w moim brzuchu.

Myślę, że jest wiele powodów, dla których kobieta decyduje się na aborcję, a które są związane z jej ogólnie pojętą niedojrzałością emocjonalną lub/i właśnie z egoistyczną, a wręcz egocentryczną postawą, z którą ja żyłam przez większość swojego życia. Dla przykładu mogę podać : niepewna sytuacja finansowa, brak stałego partnera lub „nieodpowiedni” partner, strach na reakcję otoczenia/ rodziny/ chłopaka, brak wsparcia ze strony bliskich, chęć dalszego rozwoju zawodowego, pogoń za pieniędzmi, zbyt wczesne zajście w ciążę ( nie zdążę się wyszumieć), zajście w ciążę z przygodnym partnerem, ciąża , która może pokrzyżować skończenie szkoły, zbyt małe mieszkanie …Dużo powodów wiąże się ze strachem, część z własną wygodą, a część z przekonaniem, że to normalne i każdy tak robi. W każdym z tych przykładów nikt nie bierze pod uwagę dziecka, które nie przyjdzie na świat i poniesie ofiarę za niedojrzałość swojej mamusi. Gdyby Twoja mama przyjęła taki tok myślenia, to być może nie byłoby Cię na tym świecie. Jeśli Twoja mama uznałaby, że jesteś tylko zlepem komórek i można się Ciebie pozbyć bez mrugnięcia okiem, to nie czytałabyś teraz moich słów. Ja też wcześniej tak na to nie patrzyłam. Dzieckiem był dla mnie dopiero twór, który fizycznie wygląda jak dziecko lub choćby je przypomina. Nie myślałam w sposób, który teraz wydaje mi się logiczny i oczywisty , czyli że malutki zarodek w ciele kobiety, który powstał w wyniku połączenia się dwóch komórek już jest dzieckiem, to jest nowe życie! Bo przecież to, że póki to maleństwo z wyglądu nie przypomina dziecka, to nie znaczy, że nim nie jest! Wmówienie sobie, że nie usuwamy dziecka, a jedynie zlepek komórek, to wygodna bajka dla kobiety, która dzięki temu pozbywa się poczucia winy i jakiegokolwiek poczucia obowiązku, to bardzo wygodna wersja. Nawet osoby, które dokonują zabiegu aborcji muszą stłumić swoje ludzkie odruchy i uprzedmiotowić w swoich oczach dziecko, gdyż inaczej sumienie nie pozwoliłoby im na wykonanie takiej masakrycznej praktyki. Nawet ci lekarze, którzy zdają sobie sprawę z tego, co czynią i że robią źle, zagłuszają takie głosy w różny sposób. Świetnym przykładem człowieka, który nawrócił się z takiego myślenia jest dr Levatino, który przeprowadził tysiące aborcji. Kiedy stracił swoje dziecko w wypadku samochodowym i miał wrócić do wykonywania zabiegów, nie był w stanie tego zrobić , gdyż uświadomił sobie, że śmierć jego dziecka niewiele różni się od tego, co on sam robi, że on morduje dzieci. Nie widział już w tym prawa wyboru kobiety, pieniędzy, jakie zarabiał, nie myślał już o sobie jako o świetnym lekarzu. Od tamtej pory nie przeprowadził już żadnej aborcji i teraz opowiada swoją historię ludziom, by i oni mogli przejrzeć na oczy.
No dobrze, a jeśli powodem myślenia o aborcji jest to, że dziecko ma wadę genetyczną i może urodzić się niepełnosprawne?
Ludzie boją się być rodzicami dzieci z niepełnosprawnością. Jest to dla nich coś niewygodnego, nieznanego, napawa ich lękiem. Wydaje mi się, że największy strach wynika z tego, że boją się, iż sobie nie poradzą, że zawiodą jako rodzice, że opieka nad takim dzieckiem pochłonie ich cały wolny czas, pieniądze, że będzie trudna. Już na samym początku się poddają i nawet nie chcą podjąć walki. Ważnym czynnikiem blokującym ich jest też wstyd przed tym, co powiedzą inni ludzie. W końcu każdy, kto marzy o dziecku, chciałby, żeby było piękne i zdrowe oraz żeby było kimś i coś w życiu osiągnęło. Ludzie boją się też, że takie dziecko nigdy nie będzie szczęśliwe przez to, że będzie „inne”, że będzie nieakceptowane przez społeczeństwo , rodzinę, rówieśników, że sobie nie poradzi. Samotna matka tym bardziej będzie przerażona, zwłaszcza gdy nie będzie miała wsparcia najbliższych i będzie skazana tylko na samą siebie. Jednak czy jest czego się bać, czy takie dziecko jest rzeczywiście nieszczęśliwe i niczego w życiu nie dokona?
Mam siostrę, która urodziła się z zespołem Downa. Moja mama dała jej życie. Wychowanie jej nie było prostą rzeczą i wymagało , i nadal wymaga, wiele cierpliwości i miłości. Długi czas wychowywała nas sama, za co mam do niej bardzo duży szacunek i podziw. Był to czas wzlotów i upadków, gorszych i lepszych dni… Moja mama wiele z nią przeszła…ja też, bo przecież jak trochę podrosłam, to opiekowałam się nią razem z mamą. Znam uczucie wstydu, gdy szłam obok niej, a dzieci wytykały ją palcami, wzrok ludzi przeszywający ją na wylot, jak gdyby była z innej planety. Pamiętam, że wielokrotnie zadawałam sobie w myślach pytanie: czemu nie mogę mieć „ normalnej” siostry?? Dopiero po latach uświadomiłam sobie, że problemem nie jest niepełnosprawność mojej siostry, tylko ja sama i moje podejście. Moja siostra wygląda naprawdę na bardzo szczęśliwą osobę i myślę , że taka jest. Często się śmieje i nie wydaje się być nieszczęśliwa z tego powodu, że przyszła na świat. Wprost przeciwnie – daje od siebie dużo miłości. Myślę, że nawet więcej niż przeciętna, pełnosprawna osoba. Posiadanie dziecka z niepełnosprawnością uczy bycia cierpliwym, empatycznym, uczy wyrozumiałości i akceptacji w stosunku do innych osób, które urodziły się niewpisane w istniejące na świecie ogólne normy. Wychowanie takiego dziecka jest na pewno niełatwe, ale potrafi nam przynieść sporo dobrego. Najwięcej na tym zyskują rodzice, którzy bardzo dojrzewają przy takim dziecku i często przewartościowują swoje życie i zyskują często dojrzalsze spojrzenie na ludzi i świat niż rodzice, którzy nie mają takiej osoby pod swoja opieką. Ja dopiero z wiekiem odkryłam, ile dobrego przyniosło mi to, że moja siostra nie urodziła się w pełni sprawna, na pewno Bóg nieprzypadkowo umieścił ją właśnie w naszej rodzinie.

Ktoś, kto jest dla mnie niezwykłą inspiracją, to Nick Vuijcic. To facet, który urodził się bez rąk i bez nóg, posiada jedynie korpus i małą nóżkę, która pomaga mu w przemieszczaniu się. Byłam szczerze wzruszona, kiedy usłyszałam jego świadectwo nawrócenia się do Chrystusa. Nick dostał dużo miłości od swoich rodziców, jednak on sam nie mógł pogodzić się ze swoją odmiennością, winił za to Boga, żałował, że się urodził. W młodym wieku miał kilka prób samobójczych, które zakończyły się niepowodzeniem. W pewnym momencie Nick usłyszał, że Bóg dla każdego ma plan…i dla niego również miał. Wraz z przyjęciem Jezusa do swego serca odmienił swoje życie i postanowił motywować innych do zmiany swojego sposobu myślenia i do zaufania Bogu. Nick jeździ po całym świecie, głosząc ewangelię i opowiadając swoją historię tysiącom ludzi, dla których jest prawdziwym mentorem. Obecnie ma piękną żonę i swoje własne dzieci. Jeśli rodzice Nicka uznaliby, że lepiej byłoby mu oszczędzić cierpień i podjęliby decyzję o tym, by się nie narodził, pozbawiliby świat naprawdę niesamowitej osoby, która jest motywacją do działania dla wielu zarówno pełnosprawnych, jak i niepełnosprawnych ludzi.
Czy zastanawiałaś się kiedyś, co powiedziałoby dziecko, na którym ktoś chce dokonać aborcji, gdyby tylko miało możliwość zabrania głosu? Wstrząsającym głosem wszystkich dzieci, które nie mogły się obronić przed tym, jaki los zgotowała im ich własna matka, jest Gianna Jensen. W 8 miesiącu ciąży mama Gianny postanowiła uśmiercić swoją córkę poddając się , jak się okazało, nieskutecznej aborcji metodą wstrzyknięcia roztworu soli, co miało sprawić, że dziecko urodzi się poparzone, ślepe i …martwe. Lekarz abortujący Giannę wypisał nawet jej akt zgonu, będąc przekonanym, że maleństwo nie ma szans na przeżycie. Jednak wydarzyło się coś, co zaskoczyło wszystkich – Gianna urodziła się nie dość , że żywa, to jeszcze prawie pełnosprawna. Dzisiaj jest ona głosem wszystkich dzieci, które nie mogą się obronić same. Historia Gianny jest naprawdę wstrząsająca, a ona sama zadaje bardzo trafne pytanie: „Jeżeli aborcja jest prawem kobiety, to gdzie były moje prawa? Zabijano mnie w imię praw kobiet!”.
Myślę, że ludzie tak łatwo decydują o życiu innych ludzi z powodu braku Boga w swoim życiu. Nie widzą celu, jaki mają tu na ziemi i dlatego traktują je jako przygodę, w której to oni sami ustalają reguły gry. Jednak nie do nas należy ten świat, a do Boga , a on we wszystkim ma jakiś plan i jeśli tylko przyjmie się go z pełną ufnością, mogą wyjść z tego piękne rzeczy.