Pamiętam, że płakałam przez całą drogę. Przyszłam do domu, a mój mąż zapytał, co się stało. Odpowiedziałam, że ksiądz mnie wyrzucił ze spowiedzi…
Mój pierwszy mąż popełnił samobójstwo. Miałam 22 lata, gdy zostałam wdową z dzieckiem. W wieku 30 lat wyszłam ponownie za mąż, w kwietniu, a w maju mój syn z pierwszego małżeństwa miał iść do komunii.
Mam na imię Ludwika, mam 73 lata. Pochodzę z katolickiej rodziny. W moim domu nie było obowiązku chodzenia do kościoła, każdy chodził, kiedy uważał to za stosowne.
Od 40 lat nie byłam u spowiedzi, ponieważ gdy miałam 30 lat, ksiądz nie dał mi rozgrzeszenia, bo wyszłam za mąż za rozwodnika. Ksiądz mnie wtedy wyrzucił z kościoła!
Czułam się jak nikomu niepotrzebna odrzucona owca! Księdzu musiałam powiedzieć prawdę, tak uważałam, że wyszłam za rozwodnika, że nie mam ślubu kościelnego, tylko cywilny. Więcej do spowiedzi nie poszłam, bo musiałabym skłamać, aby dostać rozgrzeszenie, co to byłaby za spowiedź? Przez dłuższy czas mi to nie przeszkadzało, ale z wiekiem, kiedy byłam coraz starsza, pojawiły się problemy zdrowotne.
Zaczęłam się zastanawiać, co się ze mną stanie, kiedy umrę?
Co będzie ze mną? Przecież nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie śmierć, każdy dzień jest niewiadomą. Pojawiły się myśli: no tak, nie chodzę do spowiedzi, prawie nie chodzę do kościoła, co ze mną będzie po śmierci?
W 2016 r. ponownie poszłam do kościoła katolickiego. To było w południe, odbywała się msza i wszyscy poszli do komunii, a ja siedziałam w ławce jak taka… odrzucona owca. Zastanawiałam się, czy wszyscy są rzeczywiście tacy czyści, tylko ja nie jestem? Nikt nie jest rozwodnikiem? Czułam się fatalnie, bo wszyscy się na mnie patrzyli. Dostrzegłam tam prawdziwy fałsz i powiedziałam, że od tej pory nigdy tam nie wrócę. Ale choć tak sobie powiedziałam, do kościoła cały czas chodziłam…
Nie znałam alternatywy…
Cały czas szukałam Boga. U mnie w domu nie było Biblii, więc nie czytałam. Pewnego dnia trafiłam na telewizję Idź Pod Prąd i widziałam, jak pastor wymachuje Biblią. Nawet się dziwiłam, że tak młody człowiek Biblię ma cały czas przed sobą. I pomyślałam sobie, że w moim wieku chyba najwyższy czas, żeby w końcu ją przeczytać!
Zamówiłam, dostałam we wrześniu i zaczęłam czytać. Przeczytałam pierwszy raz, ale nie bardzo rozumiałam, co czytam. Później czytałam jeszcze raz, powoli, ze zrozumieniem. Wtedy pojęłam, że chociaż nie byłam tyle lat u spowiedzi, to mi to wcale nie było potrzebne. Wystarczyło się zwrócić do Boga. Jezus daje każdemu szansę, wystarczy otworzyć Mu drzwi. Jezus puka do drzwi Twojego serca.
W 2017 roku na przełomie stycznia i lutego, nie pamiętam dokładnie, zawołałam: „Jezu, ratuj mnie! Proszę Cię, pomóż mi Boże, bo sama nie mogę dać sobie rady. Nie wiem, czy dobrze robiłam, że nie chodziłam do kościoła na msze, że się nie spowiadałam, chociaż z drugiej strony wiedziałam, że nie mogę”.
I wtedy pomyślałam: to są moje stracone lata, te w kościele katolickim!
Po tym poczułam ulgę! Poczułam, że BÓG MNIE WYZWOLIŁ z mojej niemocy, w jakiej byłam przez te kilkadziesiąt lat! Dało mi to wielką swobodę i radość, że w końcu Boga znalazłam! Przez tyle lat nic o Nim nie wiedziałam, bo w kościele katolickim raczej nie mówi się o Bogu. Mówi się o wszystkim innym, tylko nie o Bogu!
Jestem bardzo wdzięczna, bo w tej chwili Jezus mnie podtrzymuje na każdym kroku. Nie pozwoli mi upaść! Teraz dużo się modlę, rozmawiam z Nim, o każdym problemie, o każdej swojej sprawie. Wcześniej nigdy tego nie robiłam. Daje to naprawdę dużą ulgę.
Odkąd poznałam Boga, wstąpiła we mnie radość. Chciałam się nią dzielić z innymi, ale ludzie nie chcą słuchać o Bogu! Nie spotkałam jeszcze do tej pory nawet w najbliższej rodzinie nikogo, kto chciałby ze mną rozmawiać.
Czytam codziennie Biblię, daje mi to wielką radość. To, co było kiedyś, jest teraz nieważne. Gdy się zwróciłam do Jezusa i poprosiłam o zbawienie, żeby mi wybaczył moje grzechy, nie mogłam pojąć, że to jest takie proste. Teraz wiem, że Bóg mnie nie odrzucił, bo przecież obiecał, że jeśli ktoś poprosi o zbawienie, nie zostanie odrzucony. Wiem, że jestem przyjęta jako dziecko Boże. Wiem, co mnie czeka po śmierci. Wiem, że na pewno nie pójdę do piekła, a tego się bardzo bałam. Dziękuję Bogu za każdy dzień, jaki mogłam przeżyć.
Wszystkie te miesiące od momentu nawrócenia są piękne. Po prostu czuję, że życie toczy się inaczej. Mimo iż mam różne problemy, mówię: Boże, Ty wiesz najlepiej, jak to trzeba rozwiązać, Ty mi pomożesz, wierzę, że mnie nie zostawisz.
W tej chwili mam wspaniały kontakt z braćmi i siostrami, z którymi się spotykam co tydzień. Takich kontaktów poprzednio z katolikami nie miałam. To są naprawdę serdeczne relacje. Mogę na tych ludzi w każdym momencie liczyć, pomagają mi w trudnych sytuacjach, modlą się za mnie. Myślą tak samo, wierzą i wiedzą, co jest najważniejsze. Rozmawiamy o Bogu. To jest dla mnie radość życia! Wszystkie materialne sprawy są doczesne. Złoto zardzewieje, szaty mole zjedzą, a zbawienia już mi nikt nie ukradnie. Bóg daje raz na zawsze! To jest wielka radość.
W Holandii pokończyłam rożne kursy, miałam swoje plany. Ale te moje choroby… Teraz myślę, że był w nich cel – żebym się nie rzuciła w wir pracy, nie poświęciła kosmetyce, a miałam ochotę to zrobić, to mi się podobało, tylko żebym szukała Boga. Skończyłam jeden kurs, później drugi i zaczęły się choroby. Myślałam wtedy: Boże dlaczego Ty mnie tak karzesz? Ale teraz wiem, że to nie była kara, po prostu Bóg mi pokazywał drogę: Musisz iść w innym kierunku, bo to, co tutaj, jest na kilka lat, a tam jest wieczność!
Prosiłam Boga o szczęśliwą operację, żeby mnie miał w swojej opiece. Kiedy mój syn przyszedł, powiedział: Mamo, ty lepiej wyglądałaś po operacji jak przed nią, miałaś taką radość w oczach ! A ja mu na to: No widzisz, Bóg zadziałał, że taką miałam radość.