Pamiętam czarny magnetofon, który był duży, ale mnie wydawał się ogromny.
Kasety były czerwone. Brało się jedną i wkładało odpowiednią stroną do tego wielkiego, czarnego magnetofonu. Potem trzask! Zamknięcie klapki. Trzask! Mocne wciśnięcie czarnego klawisza. Cisza. Przez chwilę dziwny, metaliczny szum. Wydawało się, że mijały wieki, ale naprawdę przecież to było tylko chwilka – i już!
Posłuchajcie, oto bajka – stara bajka-samograjka.
Ale dla was – daję słowo – wymyśliłem ją na nowo.
Jeśli nie znacie jej, to poznacie. A było tak…
W ten to sposób zaczynała się kolejna „Bajka-Grajka” – o Jasiu i Małgosi, Kubusiu Puchatku, Pinokiu, o „Dwóch takich, co ukradli księżyc”… Przepiękne kompozycje słowno-muzyczne, czytane przez najlepszych polskich aktorów czystą, szlachetną polszczyzną. Muzyka, skomponowana przez Stefana Kisielewskiego poruszała dziecięce serce tak bardzo, że nieraz można się było szczerze rozpłakać. Głosy czytających aktorów – Władysława Hańczy, Jana Koechera, Barbary Krafftówny, Zofii Rysiówny, Ireny Kwiatkowskiej czy Andrzeja Boguckiego przebijały się z trudem przez szum i trzaski coraz starszego ustrojstwa, ale przecież wtedy, dla mnie – były słyszalne doskonale. Zwłaszcza, że w tych szczęśliwych czasach nie miałam porównania z krystalicznie czystym dźwiękiem, który w dobie powszechnej cyfryzacji jest tak łatwo dostępny.
Bo wtedy to była jeszcze doba analogowa, właściwie jej schyłek, ale przecież transformacja nie dokonała się jeszcze do końca. Były kasety, taśmy, odbitki, płyty, czarne, wielkie magnetofony. Zaczynały być dostępne powszechniej komputery, ale do naszego domu jeszcze nie dotarły – na szczęście! Z perspektywy czasu jestem wdzięczna rodzicom, że nie kupili mi jako dziecku komputera, ale właśnie ten czarny magnetofon – dzięki temu dziecięca fantazja pracowała na najwyższych obrotach, bo przecież wszystkie te postacie, miejsca i przygody trzeba było sobie jakoś samemu wyobrazić. Kształtowała się wrażliwość muzyczna i wrażliwość na słowo – w najlepszy możliwy sposób, czyli poprzez słuchanie właśnie.
Minęło dwadzieścia lat. Studiowałam kierunek filmowy i na trzecim roku uczęszczałam na fakultet związany z produkcją słuchowisk radiowych dla dzieci. I kiedy przyszło mi w ramach tych zajęć stworzyć audycję pod tematem przewodnim „Czym się zająć w czterech ścianach” – od razu wiedziałam, o kim ona będzie.
Wszystkie odcinki >> https://www.youtube.com/playlist?list=PLjUpr2IJF831R6rMEqsWtuqZty9KsjQtJ
O Romeczku!
Jego postać bardzo silnie zainspirowana jest bohaterami słuchanych przeze mnie na kasetach bajek. Chłopiec ten ma w sobie przygodowość i refleksyjność „w starym stylu”. O ile bowiem obecnie dzieci często mają problem z przebodźcowaniem wynikającym z mnogości nakładających się na nie doznań (ach, te komputery, smartfony, tablety…), o tyle Romeczek potrafi wciąż cieszyć się z małych, malutkich rzeczy – a to z książeczki, z kolegów, z przyjęcia urodzinowego, a to z możliwości pójścia na spacer czy po prostu – wysłuchania bajeczki. Ma on w sobie również cechy właściwe tym łobuziakom, których poznałam poprzez czytanie awanturniczej literatury – na przykład wspaniałych książek Kornela Makuszyńskiego, Adama Bahdaja, Alfreda Szklarskiego czy Zbigniewa Nienackiego – a zatem zgubne zamiłowanie do włażenia na najwyższe drzewa, babrania się w kałużach, marzeń o podróżach morskich i przedzierania się przez dżungle, i w ogóle – pakowania się w najrozmaitsze tarapaty. A imię „Romeczek” – obecnie rzadko nadawane dzieciom – jest moim sposobem na podziękowanie i wspomnienie starszych pokoleń, które tworzyło tak wartościowe bajki i opowiadało je tak wspaniale.
Tak to mniej więcej było.
I chociaż to audycja radiowa – wiedziałam też od razu, jak Romeczek wygląda: chłopiec kilkuletni, piegów może kilka, ale głównie – sztruksowe spodenki i jasna czuprynka! Rysopis ten wystarczył wspaniałej rysowniczce, Oldze Gaździe, by sprawić, że Romeczek stał się już całkiem sobą. Każda grafika autorstwa Olgi, ilustrująca dany odcinek przygód Romeczka, zawiera w sobie kwintesencję wszystkich szaleństw i emocji, które towarzyszą naszemu małemu bohaterowi w wieku lat kilku. Ostatnio audycje o Romeczku, emitowane w Telewizji Idź Pod Prąd jako „Wieczorynka IPP”, zyskały również nową, animowaną formę – można zatem podziwiać bogactwo kolorowych i niezwykle klimatycznych ilustracji podanych w dynamiczny, atrakcyjny dla młodych oczu, sposób.
Czuję wzruszenie, bo widzę, jak historia zatoczyła koło. Dwadzieścia lat temu, chłonąc w siebie „Bajki-Grajki” płynące z trzaskiem i szumem z wielkiego, czarnego magnetofonu, nie mogłam w żaden sposób przypuszczać, że kiedyś dane mi będzie przyczynić się do kontynuowania tej wspaniałej, radiowej formy, która tak urzekła mnie samą. Uśmiecham się na myśl, że młodzi słuchacze, którzy obecnie znajdują się w poważnym wieku lat kilku, za pośrednictwem komputerów zasłuchują się w opowieściach o Romeczku. A najwspanialej jest wtedy, kiedy co i rusz jakiś rodzic powie, że jego dziecko czeka na nowy odcinek z niecierpliwością, że każe sobie go puszczać po kilka razy, że biega po domu, cytując ulubione fragmenty. A widząc nagranie kilkuletniej Madzi, która z wdziękiem właściwym osóbce kilkuletniej recytuje z zapałem wstęp do pierwszej audycji o Romeczku, wspaniale imitując zasłyszane głosy – czuję wielką, wielką wdzięczność, że mogę właśnie to robić.
Bo to chyba pokazuje, że nic się jednak nie kończy, bo przeszłość można trochę zatrzymać.
I bardzo się cieszę, że tak jest!
Weronika Machała
Link do audycji o Romeczku: tutaj