Amelia Machała*
Zdecydowałam się na ten dość śmiały tytuł z jednego powodu. Jesteśmy dzisiaj ze wszystkich stron bombardowani informacjami dotyczącymi seksu.
Najlepiej sprzedające się książki, najpoczytniejsze pisma, najbardziej kasowe filmy to te, zawierające seksualne bodźce – „momenty”. Już rzadko kogo razi ta wszechobecność – wręcz przeciwnie, ludzie po tak podane informacje sięgają częściej i z zainteresowaniem. Mam nadzieję wykorzystać ten trend licząc, że przeczytasz ten artykuł do końca, że podane treści Cię zastanowią, a może nawet przekonają.

Upowszechnienie tematu seksu przyczyniło się do jego upublicznienia, czytaj – obdarcia z przypisanej mu przez Boga intymności. Jest to ogromne zło, jakie ludzie sami sobie wyrządzają. Głosząc hasła wolności seksualnej, tolerancji dla dewiacji, mówienia o tym wprost i przy każdej okazji, odzierają akt miłości z jego piękna.
Współżycie seksualne zostało ustanowione przez Boga. To On – doskonały kreator – stwarzając świat stworzył ludzi z wbudowanym silnym popędem seksualnym. Jest to więc coś normalnego i naturalnego. Ale Bóg w swej miłości do człowieka poszedł dalej. Nie tylko stworzył go z możliwością przeżywania tego wzniosłego aktu, lecz też podał wskazówki, by przeżycie to było pełne, piękne i święte Hebr. 13,4 „Małżeństwo niech będzie we czci u wszystkich, a łoże nieskalane (dosł. stosunek seksualny); rozpustników bowiem i cudzołożników sądzić będzie Bóg.

Po pierwsze, jako miejsce przeżywania tych najintymniejszych chwil ustanowił stan małżeństwa: „Dlatego opuści mąż ojca swego i matkę swoją i złączy się z żoną swoją, i staną się jednym ciałem” I Mojż. 2,24. Według Bożego planu jest to więź łącząca mężczyznę i kobietę. Wszelkie inne kombinacje są w Jego oczach grzechem: „Podobnie też mężczyźni zaniechali przyrodzonego obcowania z kobietą, zapałali jedni ku drugim żądzą, mężczyźni z mężczyznami popełniając sromotę i ponosząc na sobie samych należną za ich zboczenie karę” Rzym. 1,27.
Drugi ważny aspekt – ten, który chciałam głównie poruszyć, to czas. Coraz mniej młodych ludzi czeka, by przeżyć swój „pierwszy raz” z ukochanym mężem, żoną PO ślubie.
To smutne – ale wraz z nastaniem czasów rewolucji seksualnej, młodzi małżonkowie pozbywają się pięknego przeżycia tej pierwszej wspólnej nocy. Cóż jest w niej dla nich nowego, ekscytującego? Oni „sprawdzili się” wcześniej. Często też przyszły małżonek nie jest pierwszym, z którym podjęli współżycie. Usłyszałam niedawno ciekawą analogię. Przytoczę ją, bo w dość jasny sposób pokazuje istotę problemu. Było to porównanie ciał małżonków do pięknie, oryginalnie zapakowanych prezentów. W noc poślubną – gdy stają się jedno – obdarowują się sobą nawzajem. Warto być wtedy takim nieużywanym prezentem, w nienaruszonym opakowaniu. Jest to niezwykle piękny „dowód miłości” do małżonka. Ma on sens i właściwą wartość tylko w kontekście nocy poślubnej.

Dla mnie jako chrześcijanki pytanie: „Dlaczego czekać?” ma jeszcze jeden ważny wymiar. Taka postawa wypływa z posłuszeństwa Bogu, a posłuszeństwo to wypływa z miłości do Niego. Co więcej, Bóg daje mi siłę by oprzeć się pokusie i wytrwać w czystości, aż nadejdzie właściwy czas i miejsce. Chcę więc czekać! Z takiej postawy wypływają same korzyści: wiem, że podoba się to Bogu, wiem, że dla przyszłego małżonka będzie to coś niezwykłego i bardzo wartościowego i wiem, że czeka mnie niepowtarzalne, piękne przeżycie oraz satysfakcja ze zwycięstwa nad pokusą.
Jeśli to Cię przekonuje, a nie jesteś jeszcze chrześcijanką, zaproś Jezusa do swojego serca, wyznaj Mu swe grzechy, uczyń Panem swego serca. On umarł za Ciebie. Ty możesz okazać Mu swą miłość i wdzięczność wypełniając Jego prawa. Jednym z nich jest: „byś czekała…”
* Dziś autorka jest szczęśliwą żoną i matką trójki dzieci