Emilia Koska-Czapiewska

Odkąd przystąpiłam do grona chrześcijan w KNP, nie mogę powstrzymać się od uczestniczenia w zjazdach ludzi prawdziwie uznających Chrystusa za swojego Pana. Chciałabym podzielić się z Wami historią, którą napisało życie, być może dla niektórych nieprawdopodobną (ja zaliczam się do grona tych osób), a dla innych będącą zwyczajnym zbiegiem okoliczności (????). Jak wiecie lub się zaraz dowiecie, uwielbiam biegać. Zawsze Bóg mi towarzyszy w moich zmaganiach i staram się Go zapraszać na każdy mój trening. Doświadczam Jego opieki, ingerencji i mocy.
Zacznę od tego, że zjazd listopadowy KNP zbiegł się terminami z corocznym Biegiem niepodległości w Gdyni, w którym miałam w zwyczaju występować. Trudny temat… bo odległość i połączenia kolejowe niestety wykluczały mój start. Zaczęłam kombinować i szukać czegoś alternatywnego na terenie Lublina.
Miałam pewne wątpliwości, jak mój start może być odebrany w IPP. Wydawało mi się, że ludzie nie zawsze są w stanie zrozumieć, że moje zaangażowanie w biegi nie wynika tylko z chęci urozmaicenia sobie czasu. Mój mąż, który jest ogromnym wsparciem dla mnie przez całe nasze wspólne życie, zawsze powtarza, że „dla chcącego nic trudnego”, że można łączyć wiele pasji z prowadzeniem domu, wychowywaniem dzieci i pracą. Podziwiam go za to, bo swoim przykładem dowodzi, że ograniczenia są tylko w nas, w naszych wyobrażeniach, że zazwyczaj sami sobie „rzucamy kłody pod nogi”.
Ale wracając do tematu… Po krótkim rozpoznaniu dojazdów, powrotów, opcji biegów niepodległości odbywających się w Warszawie, Poznaniu, Gdyni i jeszcze innych paru miejscach natrafiłam na Bieg niepodległości City trail w Lublinie. Pomyślałam, że to wspaniała sprawa z uwagi na to, że wyjątkowo odbywać się miał 10 listopada a nie 11, co kolidowałoby z moim powrotem do domu. „Super” pomyślałam, ale zaraz potem pojawiło się zwątpienie, czy dam radę z uwagi na planowane zajęcia. Zapytałam mojej bliskiej zaufanej koleżanki w wierze o zdanie… Niestety ☹ nie podzieliła mojego entuzjazmu. Łatwo się nie poddaję, ale z natury nie walczę o sprawy, co do których nie mam pełnego przekonania. No cóż, sama nie wiedziałam, co o tym myśleć, więc postanowiłam poczekać i zobaczyć, jak sprawy się potoczą… Nic na siłę, bo mimo wszystko bardzo chcę biegać i bardzo chcę należeć do kościoła. Przygotowałam się psychicznie na każdą możliwą opcję (prawie ???? hehe).
Tuż przed wyjazdem przypomniało mi się, że przecież w każdą sobotę, a zatem prawdopodobnie również w sobotę 9 listopada z pewnością jest Parkrun, czyli cykl cotygodniowych biegów ulicznych na 5 km. Szybko sprawdziłam i odetchnęłam z ulgą… Okazało się, że bieg Parkrun jest tuż obok Patriotycznego Centrum Kultury w Ogrodzie Saskim. Zatem jest opcja pobiegania w sobotę w stroju czerwono-białego niepokornego obywatela, za jakiego zawsze się uważałam. Yupi! Start w Parkrun stał się moją „opcją minimum”.

W dniu wyjazdu spakowałam rzeczy do biegania i mój tradycyjny „niepodległościowy” strój i pojechałam z nadzieją, że wszystko się jakoś ułoży.
Gdy dojechałam w deszczowy, późny wieczór do Lublina, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Liczyłam na to, że ktoś tam na mnie będzie czekał, będzie z kim zamienić słowo. Moje obawy w sekundę zniknęły, bo wciskając guzik domofonu usłyszałam Kasię: „Cześć Emilia, już do Ciebie idę” ????. Nawet nie wiecie, jakie to miłe powitanie, gdy ma się tyle wątpliwości w sercu, zaraz pomyślałam… „Moja Kasieńka, dziękuję Ci, Boże, za to, że jest”.
Po takim przywitaniu moje plany biegowe z miejsca spadły na drugi plan… Będzie, jak będzie… Zobaczymy. No i teraz jest pora na to, aby poznać wszystkie „zbiegi okoliczności”, które ja nazywam Bożym planem. Mam nadzieję, że jeszcze się nie znudziliście i dacie radę doczytać do końca.
Wchodzę po schodach, rozglądam się. Na piętrze widzę chińskie centrum, o którym tyle razy słyszałam w programie ????. Podpisuję papiery przy Piotra stoliku. Jest mały problem (zbieg okoliczności nr 1), bo nie ma mnie na liście grup… Hmm… no dziwne… wszyscy szukamy, no nie ma… trudno, gdzieś mnie przypiszą. Kasia i Piotr wskazują grupę, gdzie jest mniej osób i tam mnie dopisują. Ok, czyli temat załatwiony (????).
Kasia pokazuje mi pokój, gdzie będę mogła spać. Będzie tam jeszcze jedna osoba, jest kanapa, jest koc, pościel, miękka poduszka… Super, nic więcej nie trzeba. No jeszcze jest prysznic… Mega, teraz to już na wypasie ???? Mijając mnie Kasia wspomniała, że moja grupa ma służbę jutro rano i przygotowuje śniadanie (co za pech… zbieg okoliczności nr 2). Oj, pomyślałam, czyli start w Parkrun odpada. No szkoda, ale wstyd mi zapytać Kasię, czy mogę się gdzieś przepisać, żeby móc pobiegać… Analizuję raz jeszcze… Parkrun jest w sobotę o 9.00, zatem bez problemu zdążyłabym zjeść śniadanie po powrocie, być na wszystkich zajęciach i ogólnie nikt nawet by nie zauważył, że gdzieś się urwałam… Sobota była piękna, słoneczna, zachęcająca do biegania. Było tak pięknie, że nawet odbył się chrzest nad Zalewem Zemborzyckim, a mamy już przecież listopad… ???? Nad Zalewem Zemborzyckim jest również mój Bieg niepodległości City trail. Podczas spaceru obczaiłam linie autobusowe, wiem, co i jak, ale jak to bywa… życie zweryfikuje. Z tą nadzieją już po północy położyłam się spać.
W niedzielę rano wstałam wcześnie, spojrzałam na niebo. Lało, lało jak z cebra. No trudno, pomyślałam, Pan Bóg mówi mi, że mam sobie dać spokój. Ok, niech tak będzie.
Wracam spod prysznica i wchodzę do pokoju, a tam moja współlokatorka Dorotka przy asyście Joli rzuca tak „z kapelusza”: „Jaki sport uprawiasz, Emila?” „Trochę biegam”- powiedziałam. A one na to: „A kiedy masz następny bieg?” Hmm… myślę: „Skąd one wiedzą?” Na to Jola, jakby czytała moje myśli: „Wiesz, Dorotka to praktykujący psycholog”. Aha, no to nieźle ???? mają mnie „na muszce” ???? hehe… (zbieg okoliczności nr 3).
Tłumaczę im, że miał być dziś, ale mam wątpliwości. Deszcz nie zachęca i raczej nic z tego nie będzie. Wyglądam nawet przez okno, aby je przekonać. A one wtedy jak nakręcone zaczęły mówić, jak to będzie fajnie, gdy wystartuję w koszulce IPP i że będzie super, i że to będzie takie świadectwo. No myślę sobie: „Rozumiem Wasz zapał (sama tak mam często ????), ale czy ktoś z IPP podziela ten Wasz entuzjazm???” Boję się, że może to być źle odebrane. Ale tak mnie skutecznie zachęcają, wciskają w ręce koszulkę Dorotki i mówią: „Lecisz Emilka, lecisz” ????. No dobra… może nie użyły takich słów ????, ale zachęciły mnie bardzo skutecznie, dodały otuchy, że będzie dobrze i że będą się o to modlić. ???? Dziękuję Wam, kochane babeczki, za tę modlitwę, bo Bóg pięknie zadziałał.
Gdy wychodziłam z PCK, deszcz na moment przestał padać (zbieg okoliczności nr 4). O, myślę sobie „super”, czyli mam biec… Zachęciło mnie to bardzo, przyspieszyłam kroku, żeby zdążyć na autobus. Po kilkudziesięciu metrach spojrzałam na zegarek, było dość późno, za 5 min. przyjeżdża autobus. Zaczęłam biec szybciej i szybciej. Co to będzie, gdy nie zdążę na ten autobus? Jak ja im spojrzę w oczy? Muszę zdążyć! „Lecisz Emilka, lecisz” ???? Uff… zdążyłam.
Ale kolejne rozterki w moim sercu już się czają. Jak ja trafię z pętli autobusowej do biura zawodów? Jak się tam dostanę ? To 2-3 km, a mnie nawet brakuje pewności, w którą stronę iść. Jestem sama w autobusie. Masakra… Aż tu na 3. przystanku od końca wsiada sobie dziewczyna, całkiem przeciętna osóbka. Ale biegacz biegacza pozna ???? hehe. Wygląda na zorientowaną. Wspaniale (zbieg okoliczności nr 5) ????. Dzięki Ci, Boże! ????
Szłam za nią jakieś 20 minut, doszłyśmy do biura zawodów. Przebrałam się w koszulkę Dorotki i swój „odświętny strój niepodległościowy”, który od razu zaczął zwracać uwagę obecnych osób. Robiono mi zdjęcia, jak zawsze zresztą, ale tym razem miałam jeszcze pięknego husarza na przedzie…
No to lecimy ????
Biegło mi się dobrze, na podbiegach myślałam o Dorotce i Joli… Biegłyśmy razem. Aura nie sprzyjała. Był ulewny deszcz, kałuże, błoto i korzenie, do tego wąskie leśne ścieżki, ale dziś wyjątkowo nie o wynik chodzi.
Odkąd Dorotka powierzyła mi swoją koszulkę IPP, to stał się to start promocyjny klubu sportowego IPP ????. Wiadomo, nadal zależało mi na pamiątkowym medalu, ale była to już tylko wisienka na torcie. Z uwagi na mój rzucający się w oczy strój zrobiono mi wiele zdjęć, a Polsat News zrobił ze mną mój pierwszy wywiad w życiu. ???? Starałam się dumnie reprezentować barwy Idź Pod Prąd.

Po powrocie poprosiłam Dorotkę i Jolę o dyskrecję, bo trochę jednak obawiałam się reakcji innych osób, które mogłyby uznać mój start za „samowolne oddalenie się z miejsca zajęć” ????. Kasia jednak przy pierwszej okazji, gdy mnie zobaczyła, zapytała o „to moje bieganie”. No i co ja mam teraz zrobić? Kłamać nie będę… Pokazałam jej zdjęcia, które starałam sobie jakoś zrobić w tym ulewnym deszczu. No i zaczęło się… Proszą, abym wystąpiła i powiedziała parę słów. Znowu zawahanie – przecież ja nie pasuję do tej sportowej sielanki: występować będą Marcelina Witek i Małgorzata Zabrocka. Obie są mistrzyniami i to wielokrotnymi. Co ja im wszystkim powiem? Że biegać lubię? ???? Boże, daj odwagę, rozplącz język, prooooszęęęę.
Powierzyłam wszystko Bogu. No i był występ na scenie w PCK (również mój pierwszy ????). „Speach” zupełnie nieprzygotowany, spontaniczny, ale wyszło fajnie, bo wesoło, co trochę rozluźniło atmosferę przed kolejnymi wzniosłymi i wzruszającymi występami.
Potem było poklepywanie, słowa wsparcia i uznania… Uwierzcie, że ja naprawdę tego nie planowałam. Moim zamysłem i zachętą do spisania tej relacji jest właśnie wykazanie, jak wiele zawdzięczam Bogu.
Uważam, że wyszło tak pięknie, bo Bóg zadziałał. Po pierwsze, moją służbą przy śniadaniu wykluczył plan minimum, czyli bieg w ramach Parkrun (przypomnę, że zostałam dołączona do przypadkowej grupy, która akurat tego dnia miała służbę przy śniadaniu). A po drugie, inspiracją ze strony dwóch miłych pań, które Bóg postawił na mojej drodze. Pisząc tę relację, doznałam olśnienia ????, którym chcę się z Wami podzielić. Być może będą to najważniejsze słowa w tym temacie:
Bóg nie chce planu minimum!
Czy jest to prawda obiektywna? Nie mam pewności, ale myślę, że jednak musimy stawiać sobie poprzeczki wysoko i z Bożą pomocą i na Jego chwałę robić rzeczy trudne, z podniesioną głową, a nie w tajemnicy przed światem.
To zdarzenie pomogło mi zrozumieć, że bieganie, jak wszystko inne w życiu chrześcijanina, powinno być robione na chwałę Pana, służyć ewangelizacji i propagowaniu postawy chrześcijańskiej, patriotycznej w każdej sferze życia w sposób otwarty i nieskrępowany. Niech mi Pan Bóg błogosławi i pomoże wywiązać się z tego zadania jak najlepiej!
