
Małgorzata Machała
Kiedy patrzę z perspektywy 13 lat na edukację domową naszych czworga dzieci, mogę stwierdzić, że ten “eksperyment” uważamy, jako rodzina, za udany.
Moje oczekiwania i podejście do sposobu prowadzenia edukacji zmieniały się z biegiem lat, ale nie zmienił się zasadniczy cel, dla którego podjęliśmy to wyzwanie. Celem było dla nas wychowanie dzieci zgodnie z wyznawanymi wartościami chrześcijańskimi, posiadanie wpływu na nauczane treści i budowanie więzi rodzinnych. Te cele stały się możliwe do realizacji dopiero wtedy, gdy dowiedzieliśmy się, że w Polsce istnieje prawna możliwość nieposyłania dzieci do szkoły, ale realizowanie obowiązku szkolnego poza szkołą.
Inspiracją był dla nas wywiad z edukatorem domowym – Jackiem Poredą – zamieszczony w miesięczniku “Idź pod prąd”, a później książka pioniera edukacji domowej w Polsce – Marka Budajczaka pt. “Edukacja domowa”. Następnie wzięliśmy udział w zjeździe edukatorów domowych, aby dowiedzieć się jak w praktyce rodzice realizują nauczanie domowe i zobaczyć dzieci poddane tej formie. Przekonało nas kilka faktów :

Dziecko może być w sposób spójny z życiem rodziny wychowywane i nauczane ( nie trzeba tracić czasu na “prostowanie” różnych ” krzywizn ” zaczerpniętych od rówieśników. Odchodzi problem porównywania się i rywalizacji oraz uczenia się “na ocenę “)
Dziecko może kształtować swój charakter biorąc udział w codziennych obowiązkach domowych i budując relacje z rodzeństwem. Może uczyć się jak być pomocnym.
Naukę można “wkomponować ” w rytm życia rodziny, bo nie jest ona ograniczona ściśle określonymi godzinami.
Dziecko może rozwijać swoje pasje… bo ma na to czas !
Dziecko może się wysypiać
Rodzic nie musi poświęcać czasu na odrabianie z dzieckiem prac domowych, ale może je po prostu uczyć.

Najważniejsze jednak było dla nas to, że jako rodzice mamy pełną wolność w tym jak, kiedy i czego będziemy uczyć nasze dzieci (np. kreacjonizmu, a nie obowiązującego w szkole ewolucjonizmu, konserwatywnych wartości zawartych w Biblii, a nie filozofii “róbta, co chceta”) oraz, że możemy kształtować nasze dzieci według wzorca, który sami uznajemy za dobry.
Dzięki temu wartości nasze i naszych dzieci są ze sobą spójne.
Możemy powiedzieć, że w dużej mierze, zbieramy to, co sami zasialiśmy… i te owoce nam się podobają.
Mamy nadzieję, że będą z nich korzystać również inni, ponieważ dzieci wychowujemy i uczymy nie tylko dla siebie.