Gdzie się podziały te związki z dawnych lat, te na całe życie, pełne miłości i szacunku do siebie? Rzadko kto może się obecnie pochwalić tym, że swojego męża czy żonę poznał w czasach szkolnych i że była to ta pierwsza , jedyna, prawdziwa miłość! Zawsze wzruszał mnie widok starszej kobiety i mężczyzny idących ze sobą pod rękę, którzy zapewne przeżyli ze sobą całe życie, znieśli trudy codzienności i wygrali walkę o swoje małżeństwo. Obecnie ludzie żyją szybko i stawiają na swoją wygodę , nie mają czasu na miłość, pracę nad relacjami. Związki też są szybkie – szybko się zaczynają i równie szybko kończą, często pomija się w nich najważniejszą część , którą powinny być wspólne randki, poznanie się, a po upewnieniu się , że ta druga osoba do nas pasuje – ślub , zamieszkanie ze sobą i założenie rodziny. Podana kolejność nie jest przypadkowa, choć odbiega od obecnych trendów, według których zanim wyjdziemy za mąż czy się ożenimy, to musimy się najpierw wypróbować we wspólnym mieszkaniu. Nie wiem, kto wpadł na taki pomysł i dlaczego, skoro pierwotny system funkcjonował bez zarzutu , ale obecnie „próba mieszkaniowa” jest czymś normalnym a wręcz koniecznym, no bo przecież nie weźmiesz kogoś w ciemno, prawda? Dlatego ludzie testują siebie nawzajem, jakby chodziło o zakup nowego auta – wygląda to mniej więcej tak: jeśli przejdziesz sprawdzian, to zostajesz, a jeśli nie, to wymienię cię na lepszy model. Cały proces próby poddawany jest wnikliwej ocenie oraz analizie i jest bardzo trudny do przejścia, bo zazwyczaj jeśli pojawią się nawet drobne problemy, to po prostu porzucamy ten „trefny model”, nie próbując nawet dokonać naprawy. Smutne jest to, że ja również dałam się przekonać do słuszności tej próby, ale na całe szczęście pomimo moich pierwotnych przekonań pierwszym mężczyzną, z którym zamieszkałam ( i to dopiero po ślubie!), jest mój mąż i bardzo się z tego cieszę. Z perspektywy czasu widzę, że jedynym słusznym założeniem jest to, że para powinna zamieszkać ze sobą dopiero po ślubie, tak jak to Bóg zaplanował i tak, jak to ludzie robili kilkadziesiąt lat temu. Pewne doświadczenia są przewidziane dopiero dla małżonków i tak powinno zostać! Po różnych przykładach z życia swoich i innych ludzi wiem, że jest to jak najbardziej prawdziwe. Dlaczego uważam, że wspólne mieszkanie przed ślubem niczego odkrywczego nie wnosi do związku, a wręcz może doprowadzić do katastrofy i jego rozpadu? Postanowiłam rozprawić się z najczęściej pojawiającymi się mitami, z powodu których ludzie twierdzą, że muszą ze sobą zamieszkać, zanim wezmą ślub.
- Tylko w ten sposób mogę sprawdzić, jakie wady i złe nawyki/denerwujące zachowania ma potencjalny mąż/żona .
Z założenia chodzi o to, aby wyszło z partnera jak najwięcej wad, a Ty widząc je możesz stwierdzić, czy będziesz mogła z nim żyć po tym, czego byłaś świadkiem, czy też nie. No dobrze, ale przecież się kochacie, prawda? Czy więc naprawdę informacja o tym, że rzuca na ziemię brudne skarpety albo zostawia ślady po paście w zlewie są w stanie zniszczyć waszą miłość ? Myślę, że warto się zastanowić, czy rzeczywiście wiedza o jakichś przykrych nawykach przyszłego małżonka zdobyta przed ślubem mogłaby być powodem do rozstania z nim, bo jeśli tak, to chyba trzeba się na chwilę zatrzymać i pomyśleć: czy ja naprawdę kocham tego człowieka, skoro fakt, że np. jest bałaganiarzem może mnie od niego odrzucić? Co najgorszego mogłoby wyjść po ślubie z twojego partnera, czego obecnie o nim nie wiesz? Miłość to akceptacja drugiej osoby z jego zaletami oraz wadami. Pamiętaj o tym, że nikt nie jest idealny i druga osoba musi również znosić Twoje niedoskonałości i przykre nawyki.
- W ten sposób mogę sprawdzić, jak przyszły mąż/ żona zachowuje się w różnych sytuacjach.
Szczerze? I tak nie poznasz wszystkich zachowań swego partnera, gdyż przez całe życie będą zdarzały się różne sytuacje , w których jego reakcja może Cię zaskoczyć pomimo tego, że będzie Ci się wydawało, iż już go dobrze znasz i przeżyliście razem kilka lat. Próbne mieszkanie na nic się w tej sprawie nie zda i nie zyskasz tym sposobem jakiejś tajemnej wiedzy. Zdecydowanie lepszym pomysłem jest po prostu przebywanie ze sobą w różnych sytuacjach, wyjazdy w ekstremalne warunki, poznanie rodziny i przyjaciół naszego wybranka i obserwowanie, jak się zachowuje w stosunku do nich oraz również do nas przy swoich najbliższych. Kluczem do poznania siebie nawzajem jest rozmowa – duuuuuużo rozmów na różne tematy, o poglądach na życie, o wyznawanych wartościach , o tym, jak każde z nas widzi podział ról w gospodarstwie domowym. Taki wywiad da nam o wiele więcej niż jakieś dziwne próby, które mają być symulacją życia małżeńskiego. Jeśli Ty inaczej postrzegasz małżeństwo niż Twój wybranek i np. marzysz o nowoczesnym związku partnerskim, a on o tradycyjnym modelu rodziny, w którym Ty będziesz panią domu, a on głową rodziny, to dobrze się zastanówcie nad tym, czy warto w to iść…
-
Zobaczę, jaką wizję swojej roli w gospodarstwie domowym ma mój przyszły małżonek.
A czy nie lepiej po prostu szczerze ze sobą porozmawiać o tym, jak widzicie wspólne mieszkanie, jakie obowiązki domowe do kogo będą należeć, jaki model rodziny każdy z was preferuje? Co więcej Ci da to, że zobaczysz pewne rzeczy na własne oczy od tego, że o nich usłyszysz? Rozmowa może być o wiele bardziej miarodajna niż zobaczenie czegoś na własne oczy, zwłaszcza że przy takiej próbie mieszkaniowej zapewne każdy podświadomie będzie się starał wypaść jak najlepiej, przez co obraz całości będzie zakłamany. Jeśli będziesz wiedziała, jakie preferencje ma Twój narzeczony, to będzie jasne, czego się możesz spodziewać po ślubie i jakie ta druga strona będzie miała w stosunku do ciebie oczekiwania. Postawcie na rozmowę i obserwację, jak ta druga osoba zachowuje się np. podczas uroczystości rodzinnych – czy pomaga w nakrywaniu do stołu, w przygotowaniu posiłków, sprzątnięciu talerzy?
- Długi staż związku zobowiązuje do wspólnego zamieszkania.
Znam kilka takich par, które postanowiły zamieszkać razem, no bo już byli ze sobą na tyle długo, że zachowywali się i czuli jak małżeństwo, a wspólne mieszkanie było w ich przekonaniu kolejnym krokiem naprzód w ich związku. Niekiedy były nawet zaręczyny i plany na ślub….Mijał rok za rokiem, a oni żyli ze sobą jak stare małżeństwo, bez ślubu ( plany na ślub gdzieś po drodze się rozmyły), znudzeni swoim towarzystwem…Czasami w takich związkach kobieta skrycie marzy o tym, że jednak do ślubu dojdzie, ale jej partnerowi przestało już na tym zależeć… No bo po co? Żyją jak małżeństwo-mieszkają ze sobą, kłócą się ze sobą jak stare małżeństwo. Jeśli chodzi o związek, to można powiedzieć, że zaliczyli już ostatni stopień wtajemniczenia. Po co zawracać sobie głowę formalnościami, skoro łatwiej jest, zwłaszcza mężczyźnie, żyć ze świadomością, że nie jest prawnie „uwiązany” ze swoją niby żoną. Dlatego plany ślubne po takim „próbnym mieszkaniu” są zwykle baaardzo przekładane w czasie lub w ogóle usuwane z listy rzeczy do zrobienia. Zazwyczaj najbardziej cierpią na tym kobiety, które marzyły o pięknej ceremonii ślubnej, o tym, by mieć męża, a nagle utkwiły w niezalegalizowanej relacji partnerskiej, która nie daje im swego rodzaju poczucia bezpieczeństwa, stanowiąc rodzaj otwartej furtki z drogą ucieczki. Inną kwestią jest to, że rzeczywiście jeśli tacy Państwo ze sobą mieszkają i będą zdarzać się między nimi jakieś starcia, to najprawdopodobniej jedno z nich bardzo szybko zostawi tę drugą osobę. Oczywiście nie mówię, że jest tak zawsze, ale jakim problemem jest uciec od osoby, z którą nie zawarłam związku małżeńskiego? Wystarczy wziąć swoje rzeczy, trzasnąć drzwiami i gotowe! Będąc w małżeństwie czuje się większą odpowiedzialność za związek, za drugą osobę, szuka się możliwości porozumienia i zażegnania konfliktu, ten stan niejako zmusza nas do pracy nad wzajemnymi relacjami, bo przecież związałaś się z tą drugą osobą na całe życie. Mam wrażenie, że w związkach partnerskich tego nie ma, a jeśli już się zdarza, to nie na taką skalę. Tak samo jak łatwo nam jest zerwać wieloletnią znajomość z przyjacielem z powodu kłótni tak samo łatwo jest zerwać z partnerem – współlokatorem.
- Bo wszystkie współczesne pary tak robią.
A czy wszystko, co ludzie obecnie robią, jest dobre i słuszne? Widząc to, w jakim kierunku zmierza współczesny świat, cieszę się, że mogę iść pod prąd i kierować się Bożymi zasadami. Obecnie związki są dużo mniej trwałe niż kiedyś, są krótkie, a uczucie jakby ulotne i sprowadzone bardziej do pożądania niż wzajemnej , szczerej miłości. Ludzie zamiast się dokładnie poznać, pochodzić na randki, czasem nawet poczekać z rozwojem związku, robią wszystko szybko, często pochopnie podejmują nieprzemyślane decyzje i równie szybko jak wkroczyli w związek, tak z niego wychodzą…I wchodzą w kolejny! Gdzie się podziały czasy , kiedy swego wybranka poznawało się już w czasach szkolnych i przeżywało się z nim całe życie? Bardzo chciałabym, byśmy żyli w tych „niemodnych” czasach , gdzie partnera miało się jednego na całe życie, a związki trwały aż do śmierci. Wspólne mieszkanie przed ślubem usunie ten moment wzajemnego poznawania się po ślubie. Zniknie ta iskra tajemniczości, a niewiadoma, na którą się czekało, już będzie dawno odkryta, przez co moment ślubu nie będzie niczym magicznym…A taki powinien być! Myślę , że każdy gdzieś po cichu marzy, że po ślubie będzie jakoś inaczej , wyjątkowo. Niestety pary, które już zaznały wspólnego życia ze sobą, przeżywają wielkie rozczarowanie , gdyż ta ceremonia nic nowego w ich związek już nie wnosi prócz obrączki na ręce. W skrócie ślub osób, które zdecydowały się na wcześniejsze zamieszkanie ze sobą można opisać tak: byli razem w domu, wystroili się, wyszli razem na imprezę, wrócili do domu…Zbyt wczesne wejście w rutynę zabija małżeństwo, gdyż prowadzi do niezadowolenia i znudzenia, a w konsekwencji popycha do myśli o rozwodzie.
Życzę Wam tego, żebyście się nie spieszyli, podejmowali mądre, przemyślane decyzje, dużo ze sobą rozmawiali i wykorzystali ten czas przed ślubem do tego, by naprawdę dobrze poznać swoje oczekiwania, potrzeby, przekonania i wartości, jakie wyznajecie. Dbajcie o siebie nawzajem i poczekajcie ze wspólnym mieszkaniem do czasu ślubu . Pamiętajcie, że gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy…